- Zgaście światła, proszę – rozbrzmiał dźwięczny, damski głos, który rozprzestrzenił się echem po jaskini. Jego właścicielka była młodą dziewczyną o bladej cerze, białych włosach i oczach koloru ciemnej zieleni przechodzącej w szarawy odcień. Siedziała przy kamiennym stole, na którym świeciło 5 świec – każda leżała na wierzchołku kwadratu wpisanego w okrąg oraz w miejscu przecięcia jego przekątnych. Trzy pozostałe osoby, dwie kobiety i mężczyzna, siedziały naprzeciw białowłosej. Kobieta będąca pomiędzy pozostałymi wystawiła dłoń, a w miarę, jak nią opuszczała, płomienie gasły. Siedzieli w ciemności, w ciszy. W jaskini, w której się znajdowali, panowała wilgoć i chłód. W niepokoju czekali i wsłuchiwali się w mruczenie bladej dziewczyny. - Słyszeliście to? – wyszeptał powoli chłopak lekko zaniepokojony. - Niby co? – spytała jedna z kobiet. Nagle wszyscy już wiedzieli, o co chodzi. Wokół nich dało się usłyszeć szepty, jakby kilka osób ich otaczało. Odruchowo wyciągnęli ręce, by sprawdzić kto to, lecz nikogo nie poczuli. - Spokojnie... Czekamy. Głosy słychać jeszcze było przez chwilę, po czy stopniowo ich siła malała, aż całkowicie ucichły. Troje magów pochodzących z narodu ognia patrzyli w stronę, gdzie powinna być tamta kobieta. Nagle na wysokości jej oczu błysnęły dwa toksycznie zielone pierścienie – jej tęczówki. Wyglądały, jakby stworzone były z jakiejś dziwnej, płynnej energii, która emanowała dodatkową aurę. - Woda! – wypowiedziała, a w tej samej chwili szepty wróciły, jednak znacznie potężniejsze, głośniejsze. Wokół stołu zaczęły latać jakieś dziwne, białe smugi. W dodatku rozległ się dźwięk kapania – z jednego ze stalaktytów zaczęła ściekać woda. Gdy na stole nagromadziło się jej dość dużo ta utworzyła strumyk do najbliższej świecy i... owinęła się wokół niej jak wąż, po czym rozbłysnął błękitem. - Ziemia! – Gdy to słowo rozbrzmiało echem, jeden z nawisów skalnych spadł i zatrzymał się zaraz nad świecą, lewitując nad nią i roztaczając zielonkawą aurę. - Ogień! – wykrzyknęła, a jeden z wolnych świeczników zapłonął w całości. Szepty i szmery jeszcze bardziej się nasiliły. Dało się wyraźnie wyłapać słowa takie jak „nie róbcie tego”, „przestańcie”, „wszyscy za to zapłacicie” czy „krew wasza uświęci żywioły”. Dla żadnego z trzech młodych mieszkańców narodu ognia nie było to przyjemne, jednak nie przejmowali się tym. Wszyscy spojrzeli na zielone tęczówki kobiety naprzeciwko, które wypełniała czerń jej źrenic. - Powietrze! – krzyknęła głośniej niż dotychczas, a ostatni nietknięty świecznik zaczął się poruszać, uderzając o stół, po czym uniósł się. Został ostatni, na środku. Mistrzyni ceremonii zacisnęła mocno pięści i przełknęła głośno ślinę. Widać było, iż jej ciało przeszywa ból. Dotychczas siedziała, lecz teraz wstała. Wyglądała nienaturalnie, jakby coś ją opętało. - Avatarze! – wrzasnęła nie swoim głosem. - Kpię z ciebie i z twej energii! – Gdy rozbrzmiał ostatni wyraz wszystko ustało - szepty zniknęły, światła i aury zgasły, oczy medium stały się normalne – lecz jaskinie wypełnił jeden dźwięk. Kobiecy krzyk, który nie należał do żadnej ze znajdujących się tam kobiet. Nagle wszystkie pięć świec znów zabłysło. Co dziwne, były na swych miejscach, nienaruszone. Gorsze było to, co oświetliły. Kobieta siedziała już za stołem. Jej oczy wciąż lśniły zielenią, a ostre zęby, jakie odsłoniła w szerokim uśmiechu, bielą. Jej włosy były teraz szare i jakby naelektryzowane. Na, niegdyś bladej, młodej twarzy, pojawiły się teraz zmarszczki i pęknięcia, które powoli znikały. Po chwili znów wyglądała tak, jak wcześniej. - Dwóch z czterech ostatnich magów południowego plemienia znajduje się teraz w południowej świątyni powietrza. A teraz dajcie mi to i wynoście się! – przemówiła gniewnie. Kobieta, która była starsza od pozostałych magów, rzuciła woreczek w stronę wiedźmy i wyszła wraz z towarzyszami. Czarownica otworzyła pakunek, po czym wyciągnęła z niego Księżycowy Kryształ Lodu, rzadki, magiczny klejnot, oprawiony na złotym naszyjniku. Założyła go i uśmiechnęła się szeroko, zadowolona z ubitego interesu.
~*~*~*~ - ...był remis – rzuciła od niechcenia. Wśród pozostałych osób rozległy się szepty rozczarowania. Nagle Shay chwyciła za rękaw Nathaniela i pociągnęła za sobą. - Chyba nie zależało ci na tej wygranej, jak widzę... – stwierdziła sceptycznie. - O co ci... - Dałeś jej wygrać – przerwała mu. - Pomijając to, że jesteś starszy, jesteś bardziej umięśniony i wysportowany, a do stosowania ataków nie używałeś całej swojej siły, tak samo jak podczas walki na wyspie. Jakbyś nie chciał skrzywdzić nikogo. - Bo nie chciałem... - Jednak, gdy twoja siostra była w niebezpieczeństwie – kontynuowała zaraz po tym, jak chłopak wypowiedział ostatnie słowo – automatycznie używałeś pełni swoich możliwości. Wpadłeś w jakiś amok, szał... Nath, przyznaj... Nie panujesz w pełni nad swoją mocą, tak? To by wyjaśniało dlaczego boisz się jej używać. – Chłopak spojrzał tylko spod byka na nią. - Nie twoja sprawa – warknął, po czym odszedł od niej.
~*~*~*~ - Jest ktoś chętny na zwiedzanie świątyni? – spytał Nathaniel, gdy doszedł do reszty i zapanowała niezręczna cisza. - Po akcji z krukoszczurami nie masz dość? – spytała młoda driada. - Nie – odpowiedział bez wahania. - I tak będziemy musieli nocować w środku. Będziemy mogli znaleźć bezpieczne miejsce. No to... idzie ktoś ze mną? – Nie czekając na reakcję, odwrócił się na pięcie i ruszył do środka. Dziewczyny spojrzały po sobie, po czym ruszyły za Nathanielem. Szli korytarzem tuż przy wejściu, ponieważ jako jedyny był oświetlony. Światło wpadało przez otwory okienne, w których szyby były już od dawna zbite. Korytarz miał wiele odnóg, które prowadziły w głąb budowli. Możliwe, że mieszkający tu magowie chcieli mieć swobodny dopływ powietrza, lub szybki dostęp właśnie na ten korytarz, który prowadził do drzwi na jego końcu. - Te drzwi są... niezwykłe – powiedziała z podziwem Lanfen. - To są drzwi? - Amanda spojrzała zdziwiona na znajdującą się przed nimi ścianę. Była z żółtawego kamienia z wieloma zdobieniami, które symboliką nawiązywały do żywiołu powietrza. Mag ziemi położył na nie dłoń. - O tak – odezwała się z podziwem. - To drzwi o bardzo złożonym zamku, które w stanie jest otworzyć mag powietrza bądź potężny mag ziemi... i z tego co widzę, to nie były jeszcze otwierane... W każdym bądź razie ja ich nie otworzę. - W takim razie nie ma na co czekać. – Wyjrzał przez okno na słońce, które powoli obniżało swoją pozycję. - Ściemnia się, musimy wejść w głąb budowli. Trzymajcie się blisko.
~*~*~*~ Płomień w palenisku dawał przyjemne ciepło i oświecał twarze całej czwórki. Dwie z nich były wyraźnie zmęczone i śpiące. - Amanda, Lanfen, widzę, że jesteście śpiące... Kładźcie się już, my też zaraz pójdziemy. – Te kiwnęły tylko głową, milcząc i poszły do śpiworów. - Nath... – powiedziała Shay, dosiadając się bliżej chłopaka. - Czy robimy jakieś czuwania w razie czego? - Raczej to będzie zbędne. Płomienie wypłoszyły krukoszczury. - Ale ja nie mam namyśli tych latających gówienek – wyszeptała, by żadna z leżących dziewczyn nie usłyszała. - Nie wiadomo co tu może być, byliśmy tu tylko chwilę, a wnętrze zwiedziliśmy po części. Zresztą zapaliliśmy ognisko. To tak, jakbyśmy wskazali potencjalnym niebezpieczeństwom drogę do nas. - Nie sądzisz, że histeryzujesz? Może po części masz rację, ale, no nie wiem, popadasz w małą paranoję? - Jak chcesz, ja idę spać. – Dziewczyna wstała i odwróciła się w stronę śpiwora, gdy została chwycona przez Natha za nogę. - Zostanę na czatach, za dwie godziny cię obudzę i się zamienimy.
~*~*~*~ - Shay! – szeptał, by nie zbudzić pozostałych. - Zbudź się, do cholery! – krzyczał cicho, potrząsając dziewczyną. - Czego?! – syknęła, gdy się zbudziła. Zauważyła jego twarz w bladym świetle przygasającego ogniska. - To już moja kolej? - Nie... Nie wiem, czy wariuje przez ciebie, ale chyba kogoś widziałem. - Może to ten wasz kot? – Widać było, że jeszcze nie do końca się obudziła. - Nie, śpi przy ogniu... A może wariuje? Wydawało mi się, że widzę jakąś postać, która patrzy się prosto na mnie, po czym znika. – Dziewczyna nagle wstała z podłogi. - Nath, budź dziewczyny. Nie wariujesz. Ktoś tu jest... – powiedziała cicho z paniką w głosie. Chłopak spojrzał na nią z lękiem. - Shay, proszę, nie rób sobie jaj, ja się na serio boję... - Nie robię sobie jaj! Ktoś się kręci w pobliżu! – Nie czekając na reakcje chłopaka, dziewczyna spakowała szybko to, co było wyciągnięte, po czym zaczęła budzić swą kuzynkę. Nath też długo nie zwlekał. - Co jest? Po co mnie budzisz? – Blond włosa dziewczyna rozcierała powieki. - Ciii... Ktoś tu jest, zbieramy się, ale cicho. – Dziewczyna tylko skinęła głową, po czym wstała po cichu i zaczęła się pakować. Nie zajęło to im długo, musieli schować tylko prowiant i śpiwory. Nath postanowił iść pierwszy. Przechodząc obok paleniska, puknął w głowę śpiącego kota, by go zbudzić. Ten najpierw był lekko oszołomiony, lecz szybko połapał co jest grane i ruszył bezszelestnie w głąb ciemności. Cała czwórka trzymała moce w pogotowiu. Rodzeństwo trzymało dłonie przy bukłakach z wodą, a kuzynostwo było gotowe by tkać swój żywioły. Zmierzali mrocznym korytarzem powoli, starając się przechodzić bezszelestnie. Do wyjścia prowadził ich chłopak, a korowód zamykał mag ziemi. Wtedy przejmującą ciszę przerwał dźwięk – z torby Amandy wypadł kubek, który uderzył w podłogę robiąc hałas, który rozniósł się echem. Wszyscy stanęli jak wryci, wsłuchując i wpatrując się w otoczenie, poszukując śladów zagrożenia. Minęła chwila i nic się nie stało. Właśnie ruszyli dalej, gdy w ich stronę zmierzała błyskawica, oświetlająca postać, która ją ciosała. Oślepiający w ciemnościach blask ładunku elektrycznego zdezorientował chłopaka. Słyszał krzyk dziewczyn, nie wiedział czy któraś oberwała. - Rozproszcie się i szukajcie wyjścia! – krzyknął, po czym wziął zamach i wystrzelił wodę w kierunku, skąd atakował ich napastnik, a następnie ruszył biegiem w ciemne korytarze. Młoda driada podążała sama mrocznym przejściem. Była przerażona, albowiem wiedziała, że nie da rady pokonać maga błyskawic. Rozglądała się panicznie, choć i tak nie widziała nawet czubka własnego nosa. Podążała wzdłuż ściany, a gdy czuła na niej bluszcz doznawała swego rodzaju spokoju, że w razie czego jest coś, co może tkać. Nie wiedziała, iż robi to już od dawna. Z przerażenia jej moc świrowała, wpływając na roślinę rosnącej na starej ścianie. Ta zaciskała się coraz mocniej, aż kamień zaczął się kruszyć. Dziewczyna przystanęła, słysząc dźwięk rozpadającego się kruszcu, akurat naprzeciw jego źródła. Gdy jej strach powiększył moc sprawiła, że roślina ścisnęła mocniej ścianę, która się rozwaliła. Lanfen wrzasnęła przerażona i wyprostowała gwałtownie rękę. Na ten gest zareagował bluszcz, który błyskawicznie wystrzelił we wskazanym kierunku po to, by objąć powietrze. Gdyby ktoś tam się znajdował to właśnie dusiłby się, podczas gdy roślina miażdżyła by mu krtań. Co to było? – pomyślała Shay, gdy poczuła, jak gdzieś niszczy się kamienna ściana. Nagle poczuła nieprzyjemne uczucie, jakby ukłucie w kręgosłupie. To intuicja. Odwróciła się gwałtownie, tupnęła nogą, przez co jeden z kamieni uniósł się w powietrze. Ruchem ręki posłała go w stronę ciemności, lecz po chwili roztrzaskał się uderzony ładunkiem elektrycznym. Kolejna błyskawica przeszyła korytarz, lecz maga ziemi już tam nie było. - Szlag – przeklęła pod nosem władczyni błyskawicy. Wcześniej uznała noc jako świetne tło, które pozwoli jej pozyskać element zaskoczenia, lecz teraz zauważyła, że jej cele wykorzystały ją, by się ukryć. W dodatku wredna wiedźma nie powiedziała jej, że znajdzie tu także dwóch innych magów. To zresztą nie jest dla niej problemem, po prostu wolała wiedzieć. Poradziłaby sobie z doświadczonymi tkaczami, więc dzieci nie są dla niej problemem. Musiała je tylko wszystkie wyłapać. - Ej! Znalazłam wyjście, chodźcie tu szybko! – Słychać było dobiegający głos Amandy, a jego właścicielka znajdowała się dość niedaleko. Przeciwniczka uśmiechnęła się chytrze. Idioci, sami się wystawiają na śmierć... Szła w kierunku, z którego dobiegał głos. Gdy światło oświetliło jej twarz, zauważyła ją. Stała, całkowicie bezbronna. Blondynka, w szatach plemiennych. Była jeszcze dzieckiem, ale i tak musiała zginąć. Miała to być pierwsza krew maga wody, jaką Kagayaki przeleje w imię zemsty. Wystawiła dłoń przed siebie, by lepiej wymierzyć, gdy nagle z boku, zza ściany, wystrzelił strumień wody, który przymroził nadgarstek łowczyni. Później, z drugiej strony, wyszła dziewczyna, która uniosła ręce do góry i zacisnęła pięści, a bluszcz rosnący na ścianie oplótł ciało ich wspólnego wroga. Na końcu z korytarza, którym sama przyszła, wyszła Shay, wokół której unosiły się kamienie. Skupiła się i wystrzeliła pociski, trafiając maga błyskawic kilkukrotnie w głowę, raniąc ją dość poważnie. Po idealnie wykonanym planie obezwładnienia Kagayaki, ruszyli do wyjścia. Nie zaszli jednak daleko, gdyż przed nimi spoczęła błyskawica. Rodzeństwo automatycznie połączyło siły i przyblokowali zbliżający się pocisk, co sprawiło, że zostało im niewiele wody do tkania. Lanfen skupiła się dostatecznie, by sprawić, że jedno ze ździebeł trawy urosło na tyle, by związać nadgarstek maga błyskawic i przycisnąć go do ziemi. Shay wykorzystała ten moment i posłała kolejne kamienne pociski we wroga. Ta jednak nie zamierzała czekać biernie. Po pierwszym uderzeniu rozwalała kolejne kamienie ładunkami elektrycznymi. Wzięła zamach, by uderzyć potężną błyskawicą, lecz jej plan przerwał jej Nathaniel, który podbiegł do niej i dmuchnął mroźnym powietrzem w jej twarz, zamrażając powieki do skóry. Ten akt całkowicie rozkojarzył Kagayaki, przez co uderzyła swym pociskiem w ziemię. Sfrustrowana wstała, wyrywając przerośniętą trawę z korzeniami. Przyłożyła dłonie do oczu i generując delikatne iskry rozmroziła powieki lekko parząc swą twarz. Spojrzała na uciekającą młodzież. - Wkurwiliście nie tą osobę co trzeba – warknęła głośno, po czym zaczęła gromadzić potężne błyskawicę. Miała dość tej zabawy, chciała zakończyć to ostatecznie. Ładunki elektryczne mogli zablokować, ale błyskawic nie dadzą rady. Dziewczyna wiła się po ziemi otoczona łańcuchem błyskawic, a gdy wstała, wzięła zamach i wystrzeliła potężny snop niebiańskich strzał. Pociski zbliżały się nieubłaganie do podróżników, gdy nagle uderzyła w nie potężna kontra. Wyjątkowo silny podmuch wiatru zderzył się w z błyskawicami, powodując niesamowitą eksplozję. Wielka sowa unosząca się nad młodymi magami nie wyglądała na zadowoloną. Tak samo jak Kagayaki. - Wal się, jebany ptaku! – wrzasnęła, ładując kolejną błyskawicę. Nie zdążyła jednak nawet jej naładować, gdyż ptak posłał kolejny podmuch, który sprawił, iż uderzyła z dużą siłą w kamienną ścianę i opadła ledwo przytomna. Ostatnie, co widziała, to ten chłopak i mag ziemi patrzących w jej stronę oraz pozostałe dwie dziewczyny wsiadające na wielką sowę.
*** Witam Was wszystkich wesoło i serdecznie po tak długiej nieobecności. ^^ Z góry przepraszam za nią, miałem lenia a jakoś... nikt nie tęsknił za moją twórczością, więc po co miałem pisać? Lecz zauważyłem pewną zależność – razem z moim rozleniwieniem osoby, których opowiadania czytałem, także przestały pisać. A ja tęsknie za tymi opowiadaniami. Dlatego musimy się zebrać w sobie, zmotywować i znów zacząć pisać. C: Róbmy to, co uszczęśliwia nas a może czasami też innych. :3 Ja mam nadzieję, że wena i zapał mnie nie opuści, lecz przeciwnie, będzie rosnąc i zarażać innych. ^ ^ Dedyk ukryty dla Viv Aniołka ( która nie skomentuje, dlatego ukryty ;* ) oraz jawny dla Ciebie Gem-Skarbie. :heart_up:
|
Kobieta będąca pomiędzy pozostałymi wystawiła dłoń, a w miarę, jak nią opuszczała, płomienie gasły.
Nagle wszyscy już wiedzieli, o co chodzi.
Wokół stołu, przy którym wszyscy się znajdywali, zaczęły latać jakieś dziwne, białe smugi. - Zaznaczone jest niepotrzebny. Wiadomo przecież, że nikt z siedzących do tej pory przy stole nigdzie się nie wybierał.
Gdy na stole nagromadziło się jej dość dużo, ta utworzyła strumyk do najbliższej świecy [...][i].
[i]Gdy to słowo rozbrzmiało echem, jeden z nawisów skalnych spadł i zatrzymał się zaraz nad świecą [...].
- Ogień! – wykrzyknęła, a jeden z wolnych świeczników zapłonął w całości.
- Avatarze! – wrzasnęła nie swoim głosem.
Co dziwne, były na swych miejscach, nienaruszone.
- Nie – odpowiedział bez wahania.
Nie czekając na reakcję, odwrócił się na pięcie i ruszył do środka.
[...]byliśmy tu tylko chwilę, a wnętrze zwiedziliśmy po części.
Zresztą zapaliliśmy ognisko.
- Zbudź się, do cholery!
- Nath, budź dziewczyny. Nie wariujesz. Ktoś tu jest...
Nie czekając na reakcje pozostałych, dziewczyna spakowała szybko to, co było wyciągnięte, po czym zaczęła budzić swą kuzynkę.
Dziewczyna tylko skinęła głową, po czym wstała po cichu i zaczęła się pakować.
Rodzeństwo trzymało dłonie przy bukłakach z wodą, a kuzynostwo było gotowe, by tkać swoje żywioły. - Za to "wodom" to Ci do dupy nakopię.
[...] a gdy czuła na niej bluszcz doznawała swego rodzaju spokoju, że w razie czego jest coś, co może tkać.
- Co to było? – pomyślała Shay [...] - Tutaj błędem jest sam myślnik przed myślą. Aby wyrażać myśli wystarczy osobny akapit dla nich lub kursywa, jak sam jej zastosowałeś. Użycie tu myślnika jak do zwykłego dialogu raczej nie pasuje, ponieważ z nikim się nawet nie porozumiewa myślami.
- Idioci, sami się wystawiają na śmierć... - Jak wyżej.
Była jeszcze dzieckiem, ale i tak musiała zginąć.
- Wkurwiliście nie tą osobę, co trzeba - warknęła głośno, po czym zaczęła gromadzić potężne błyskawice, nie jedną, a wiele.. - To "nie jedną, a wiele" jest niepotrzebne, gdy mamy "potężne błyskawice". Już wtedy wiadomo, że chodzi o więcej niż jedną.
Pociski zbliżały się nieubłaganie do podróżników, gdy nagle uderzyła w nie potężna kontra. - Unikaj określenia "bohaterowie". Używając tego wyrazu, bezpośrednio zwracasz się do czytelników, czego do tej pory w opowiadaniu nie było i być nie powinno.
[...] wrzasnęła, ładując kolejną błyskawicę.
Kocham jawne dedyki. :kocham:
Wiesz, mam w nawyku przeklinać, ale nie rzucać przekleństwami nawet na ptaka, czy co to tam było. XD Poza tym, trochę mnie zdziwiła moja własna postać, że tak łatwo dała się pokonać przez grupkę dzieciaków, będąc niedoścignionym geniuszem. :huh: Ale to jest Twoje opowiadanie. :peace:
W każdym bądź razie i tak jestem zajebiście zadowolona. :yey: Pojawiłam się w najnowszym rozdziale, więc rządzę! :rock: Oby tak dalej, a pokocham to opowiadanie. :heart:
Spodziewałam się o wiele dłuższej noty. :cry: Ale i tak jest w porządku. Po tak długiej przerwie, nie powinnam od Ciebie zbyt wiele wymagać... :lektura: A dupa tam! I tak chciałabym więcej. :heart_down: Zwłaszcza teraz, kiedy ja jestem, to akcja nie powinna już się w żaden sposób wlec. ;)
Czekam na kontynuację i proszę... Nie rób ze mnie takiej nerwuski. Albo nie! To właściwie jest spora prawda na mój temat. :D Ale z drugiej strony opis, jaki Ci podałam nie bardzo teraz pasuje do tej Kagayaki, o której tu przeczytałam. xD
Zobaczymy, co tam dalej z nią wykombinujesz. :*
P.S. Wiesz, że przez Ciebie mam ochotę zacząć pisać opowiadanie o Avatarze? xD
|