Błyskawica, błękitny pocisk lecący w moją stronę...Niebieski błysk przed moimi oczami...To już po mnie, jednak zapomniałem ze stoję na środku jeziora, wpadłem do niego...tylko, że błyskawica...była za blisko, drasnęła mnie lekko w ramię, byłem pod powierzchnią jeziora, było głębokie, „ognista” kobieta stała na brzegu. -Szlag! -było słychać jak krzyknęła, próbowała rzucić parę kul, jednak podniosłem tylko dłoń w geście, a woda podnosiła się gasząc owe kule. - Nie będziesz tam siedział w nieskończoność! W końcu wyjdziesz, a wtedy będę tu czekać... -jednak zapomniała o jednym, zawszę mogłem przepłynąć na drugą stronę jeziora. Zacząłem płynąć na brzeg, pomagałem sobie mocą, jednak najpierw wystrzeliłem parę lodowych sopli do niej. Ta roztopiła je. -Jeszcze cię dopadnę! - gdy już wyszedłem na brzeg, pomachałem jej tylko z wrednym uśmiechem, zabolało mnie ramię, dopiero teraz postrzegłem że jestem ranny, wszedłem w głąb lasu, gdzieś tu z siostrą założyliśmy obóz, kręciło mi się w głowię, upadłem pod drzewem, oparłem się o niego i...straciłem przytomność... Powoli zacząłem się budzić, leniwie otworzyłem oczy. Coś lizało mnie po twarzy. Było to małe czarne, znane mi kociątko. -Tofik przestań! -usiadłem, byłem w naszym obozie, położyłem kota na kolanach i zacząłem go głaskać, ranę miałem zabandażowaną, i widać było że siostra próbowała choć trochę mnie wyleczyć, eksperymentowała na mnie, bo żadne z nas się na tym nie znało, nie umieliśmy wyleczyć nawet małego zadrapania. -Co ja tu robię? -Znalazłam cię jak szukałam ziół, których kazałeś mi poszukać...-była odwrócona tyłem do mnie, gotowała jakąś maź w garnku, na pyszny rosołek to nie wyglądało. -Co pichcisz? -z lekkim strachem, nie miałem zamiaru jeść tej paciajdy. -Znalazłam w twojej księdze przepis na maź na poparzenia... -Grzebałaś znów w moich rzeczach!? Obiecałaś że więcej tego nie zrobisz! -Przeglądałam tylko...-cicho i ze smutkiem w glosie. -Tak jak ostatnio! I nie nabiorę się na ten twój udawany smutek! -Ady za bardzo się wszystkim przejmujesz, zjadłam ci ją? -już normalnym głosem. -Wciąż mi pyskujesz gówniaro... -Coś ty powiedział !? Mam 13 lat! -Niecałe, a ja mam 15 i..? -Ty też nie całe! Mogłam zostać na biegunie i... -I resztę życia spędzić w tej wiosce zabitej dechami? -przerwałem jej. -Wiesz co ci powiem idioto? -Ci! - znów jej przerwałem- Ktoś tu idzie... -zaczęliśmy się pakować, namiot i garnek z mazią, podeszliśmy do naszego kota, a raczej kota Klodi. -Dobra Tofik, zrób sowę... -sztuczka którą go nauczyła, kot najeżył się, jego furto przypominało kolce, zaczął świecić białym światłem i rosnąć, zmieniać kształt, po chwili był wielką, białą sową. Czyż nie przydatna sztuczka? Tofik był czymś w rodzaju koto-sowy, ale był inny niż pozostałe. Spakowaliśmy się na nią, bo teraz był sową...eee...trochę to poplątane, ale mniejsza z tym, ruszyliśmy, sowa wzbiła się w górę, naszym celem jak na razie było wydostanie się z wyspy narodu ognia, a droga daleka... ~~~~~~~~~~ Dedyk dla Klodi, Nejti, Atsuko i Viviany xD. Mało akcji ale będzie lepiej, obiecuję xD
|