Jajo wydawało się być w perfekcyjnym stanie – idealnie białe z czerwonymi i niebieskimi, zaokrąglonymi trójkątami, błyszczało się lekko, a w jego skorupie mieniły się płomienie. Jednakże to tylko zewnętrzna otoczka, a prawdziwy skarb krył się w środku i nie wiadomo czy wszystko z nim było w porządku. Gdy Phoenix znalazł to jajo, było w opłakanym stanie, przynajmniej z zewnątrz. Brudne, trochę porysowane, ale nie pęknięte, dlatego chłopak miał nadzieje, że kryjącemu się w nim pokemonowi nic nie będzie. Z zamyślenia wyrwał go dźwięk pukania w drzwi. Czerwonowłosy podszedł wpierw do jaja, podniósł go i położył na stole, a następnie, wraz z Dyźkiem, ruszył w stronę drzwi. Otworzył je, a przed nim pojawiła się jego ciocia Sara wraz ze swą córką, Sellą. - Witaj, Phoenix! – przywitała się, tuląc go. - Hej, ciociu. Mów mi Phoen*. - Hej, Phoen... – mruknęła niezadowolona z czegoś Sella. - Hej... Mów do mnie Phoenix – powiedział, uśmiechając się. Na twarzy dziewczyny pojawił się delikatny uśmiech. Zaprowadził je do salonu. Tam ciocia wypakowała z reklamówki jakieś ciastka i inne łakocie, które mu kupiła. Już cieszył się na tę wizytę, jednak wiedział, że nie po to tu przyjechały. - Co was tu sprowadza? – spytał bez owijania. - Mam pewną małą... w sumie sporą prośbę – zaczęła. - Otóż uznaliśmy, że Sella gotowa jest, by wyruszyć w podróż... - Gówno prawda – przerwała jej. - Po prostu drugi raz już mnie do szkółki nie przyjmą, a ja nie będę spędzać całych dni w domu sama. - Ech... – westchnęła jej matka. - W każdym bądź razie boimy się o nią i nie chcemy puszczać jej samej w szeroki świat, no a ty jesteś doświadczonym trenerem, podróżowałeś po świecie, zdobyłeś pięć wstążek i co najważniejsze – zostałeś finalistą Wielkiego Festiwalu. - Tak, pamiętam – mruknął oschle, przez co kobieta lekko się zmieszała. - Em... a więc chciałabym cię prosić o to, abyś wyruszył wraz z Sellą w podróż i się nią opiekował. Wiem, że od jakiegoś czasu zrezygnowałeś z przygody, ale zastanów się, bo ja nie puszczę mojej córki samej. - Rozumiem ciociu, jednak... Dobra, jutro dam ci ostateczną odpowiedź, jednak... – Spojrzał na kuzynkę, która patrzyła na niego błagalnie. - Nie licz, że się zgodzę. Jakoś nic nie przemawia za tym, bym wrócił na stary szlak. - Ja muszę już iść... Sella może tu zostać do jutra? Jeśli się nie zgodzisz, to jutro przyjadę po nią. - Zostawiasz ją u mnie po to, bym to ja musiał jej powiedzieć, że z jej marzenia nici? – powiedział, machając ręką. - Jedź, jedź, zgoda... – rzucił odprowadzając ją do drzwi. Gdy się z nią pożegnał, wrócił do salonu. Tam zastał Selle i Dyźka siedzących na kanapie. Pokemon trzymał ostatnie ciastko z paczki i zajadał się nim. Buzie jak i kołnierzyk miał całą w okruszkach. - Widzę, że lubisz słodycze - zwróciła się do niego czarnowłosa. - Jesteś... troszkę brudny. – powiedziała, po czym delikatnie starła okruszki z jego pyszczka. Stworek uśmiechnął się lekko. - Oj, gdyby udało ci się tak łatwo mnie przekupić, jak mojego słodyczożernego pokemona... – westchnął czerwonowłosy. - Ale... Phoen... Ja cię nie proszę... Ja błagam... Nie chce siedzieć w domu zamknięta niczym Swablu w klatce. Chce być wolna, chce podróżować... - To podróżuj z kimś innym... – rzucił, po czym udał się do kuchni. - Ale z kimś innym mnie nie puszczą! – Poszła za nim. - To musi być ktoś zaufany z doświadczeniem... Jesteś moją ostatnią nadzieją. - Nie licz na mnie, młoda. Ja się już w to nie bawię. - Nie jestem młoda! – wrzasnęła tak głośno, że aż Dyźkowi resztki ciastka wypadły z łapek. - Ty nie masz serca... Liczyłam, że mi pomożesz, że pomożesz mi spełniać moja marzenia... A co byś zrobił, gdyby twoje marzenia zostały przez kogoś zabite? - Moja marzenia już od dawna są martwe... – mruknął oschle. - Uspokój się, bo tylko pokemony płoszysz. – Dziewczyna westchnęła tylko głośno i spojrzała na ścianę, gdzie wisiały wstążki w ramce. - Wow... Twoje? – spytała, ale chłopak jej nie odpowiedział. Sella cofnęła się nadal patrząc na nagrody za wygrane pokazy, gdy nagle odwróciła się gwałtownie i wpadła na stół. Może jej nic się nie stało, ale trąciła jajo, które stoczyło się ze stołu i zaczęło kierować się ku ziemi. Zapewne spadłoby na podłogę, co uśmierciłoby stworka kryjącego się w środku, gdyby Piplup nie wykonał błyskawicznie typowego dla pingwinów ślizgu na brzuchu, dzięki któremu jajo wylądowało na jego grzbiecie. Phoenix patrzył zszokowany to raz na Dyźka z jajkiem, to raz na swą kuzynkę. Już miał ją skrzyczeć, lecz na szczęście się powstrzymał, bo w końcu dziewczyna ma już dość zmartwień. - Uważaj trochę... – mruknął jedynie, podnosząc jajo i kładąc je przy kominku. - Mogłaś zabić tego pokemona. - Przepraszam, ja... – nie dokończyła, bo nagle rozbrzmiał krzyk. Jego źródło było daleko, ale wyraźnie było go słychać. - Słyszałeś? – spytała lekko przestraszona dziewczyna. Chłopak patrzył przez okno. Po drugiej stronie, na gałęzi, znajdowała się szóstka Murkrowków, wszystkie zaglądały przez okno i patrzyły się na Phoenixa... uśmiechając się. Chłopak podszedł do szyby i uderzył w nią z pięści, wydając przy tym groźne warknięcie i płosząc ptaszyska, które po chwili wróciły na swoje miejsca. - Dyziek... – zaczął chłopak, kucając przy pokemonie. - Pilnuj Selli i nie pozwól nikomu jej skrzywdzić no i jej wyjść. – Wstał. - Sella, jak wyjdę, to zamknij drzwi, nie wychodź i nie otwieraj nikomu, ja mam klucze... Zaraz wracam. – powiedział po czym wybiegł z chatki. - Czekaj! – krzyknęła, biegnąc za nim aż do drzwi. - Nie zostawiaj mnie tu samej... - Pip pip piplup! – krzyknął stworek. - Co? – spytała, odwracając się do niego, gdy zamknęła już drzwi. - Pi, piplup! – powiedział, kładąc jedno ze skrzydełek na swą pierś. - Masz racje, nie mam się czego bać, w końcu jesteś ze mną... – nagle rozległ się jeszcze jeden krzyk, tym razem wydawał się być głośniejszy. Złotooka spojrzała na wyjście, a potem na pokemona. - Musimy wyjść i poszukać Phoena... Może być w niebezpieczeństwie, w końcu ty jesteś jego jedynym pokemonem. – Patrzyła na stworka, czekając na odpowiedź. Pokemon podrapał się po głowie, myśląc, co ma zrobić. Miał nie pozwolić jej wyjść, ale z drugiej strony powinien pomóc przyjacielowi. Dyziek spojrzał na dziewczynę i kiwnął głową na znak aprobaty. Ta otworzyła pośpiesznie drzwi i oboje wyszli z domku.
~*~*~*~
Phoenix biegł w kierunku skąd, jak mu się wydawało, dobiegały krzyki. Znał ten las, ale nawet nie w większości. Pełen był dziwnych i nieznanych miejsc, zakamarków, tajemniczych budowli. Wiedział, jak dziwne i niebezpieczne pokemony tu występują. Czekają tylko na okazje, by zaatakować samotnego trenera. Zapewne zastanawia was, dlaczego się nie przeprowadził, skoro to wszystko wie? Bo go to fascynowało... no i miał zapewniony święty spokój. Czerwonowłosy stał w miejscu, nie wiedząc gdzie teraz ma iść, gdy nagle wokół niego pojawili się znani mu, natrętni obserwatorzy. Szóstka Murkrowków otoczyła go i jak na jakiś znak wzbiła się w powietrze, przelatując przez korony drzew. Ten niewiele myśląc, ruszył w ślad za nimi, mając nadzieje, że uważane przez wszystkich za zły omen, jemu przyniosą szczęście. Nie mylił się. Chłopak przedarł się przez gęstwinę krzaków i dotarł na polane, gdzie znajdowało się źródło krzyku. Kilkanaście centymetrów nad ziemią unosił się ogromny, granatowy smok o trzech łbach, a wokół niego leżało kilka poke balli i nieco mniej great balli. Właścicielka tych kul wydała krzyk pełen frustracji. Była dość wysoka z długimi, białymi włosami i ciemnymi oczami. - Do cholery! Właź do tych przeklętych balli! – wrzasnęła do smoka, jakby nie wiedział, iż igra z ogniem. - Ryu, użyj Żaru! – Pokemon, który znajdował się obok białowłosej, wypuścił ze swej paszczy ogniki, które trafiły smoka. Ten tylko krzyknął rozwścieczony, po czym oberwał w nos kolejnym ballem. Zniknął wewnątrz kuli. - Elegy... – zaczął, opierając się o drzewo. - Wiesz, że go nie złapiesz? - Phoen! – krzyknęła zdziwiona. Wcześniej go nie zauważyła. - Tak wiem, ale... No! To przecież Hydreigon! Muszę spróbować! – W międzyczasie czerwono-biała kula zdążyła się zakołysać, po czym otworzyła się szeroko. - Widzę, że twój Ryu zdążył ewoluować... Ale to i tak nie wystarczy, by złapać tego Hydreigona. – Dziewczyna spojrzała na niego z chytrym uśmieszkiem. - Jeszcze się zdziwisz. Ryu, użyj Smoczej Furii! - Charmeleon otworzył szeroko paszczę, z której wydobył się granatowy płomień. Trójgłowy smok cofnął się odrobinę i kątem oka jednej z jego głów zauważył Phoena. Odwrócił się do niego przodem, otworzył wszystkie trzy paszcze, przygotowując atak zwany Smoczek Oddechem. Purpurowa chmura była gotowa, by zdmuchnąć chłopaka z powierzchni ziemi, gdy nagle jakaś niebieska kulka z olbrzymią prędkością uderzyła w jego łby, a atak wystrzelony został w niebo. - Brawo Dyziek! – pochwaliła go Sella, która dopiero zdążyła dogonić pokemona. - Sella!? Miałaś zostać w domu! – powiedział, podbiegając do niej. - I dać cię zabić? – rzuciła z triumfem. Chłopak tylko spiorunował ją wzrokiem, po czym odwrócił się w stronę pola walki. - Dyziek, zmieć tego smoczka używając Hydro Pompy – powiedział spokojnie, a pingwin podskoczył, by użyć danego ataku, otworzył dziób i... upadł na trawę. - Tak się dzieje, gdy się nie ćwiczy z pokemonem regularnie – skwitowała Elegy. Chłopak mruknął posępnie, zastanawiając się, co teraz. - El, fuzja ognia i wody, to go powali. – To był ich stary numer, który miał świetne działanie. Polegał na ataku z dwóch przeciwnych stron wodą i ogniem. - Dyziek, wiem, że Bąblekowego Promienia na pewne nie zapomniałeś. Nie mógłbyś... Atakuj! - Ryu, pokaż im jak wygląda prawdziwy Żar! – Pokemony podskoczyła, a w kierunku mrocznego smoka skierowały się dwa silne ataki. Fuzja ta była o wiele potężniejsza, niż pięć lat temu. Wrogi pokemon zniknął w chmurze wody, ognia, pary i wytworzonego przez całą tę mieszankę ładunku elektrycznego. Gdy znowu było widać Hydreigona, ten tym razem leżał, a nie unosił się w powietrzu. Był oszołomiony, ale nie omdlały. - To może być okazja na to, bym zdobyła kolejnego pokemona – powiedziała, po czym nagle non stop obserwująca ich szóstka Murkrowków wydała z siebie przeraźliwy dźwięk, przez który wszyscy zasłonili sobie uszy. Ten krzyk zadawał ból. Był przerażający, nieludzki, jakby...jakby wrzask miliona torturowanych ludzi połączony z drapaniem ogromnymi pazurami po tablicy, rysowaniem gwoźdźmi po szybie i miętoleniem styropianu. Na niego, jak na jakiś zew, zewsząd przyleciały czarne pokemony-kruki i otoczyły smoka w chaotycznym locie. Wiele z nich latając, pikowało nagle, uderzając w ziemię, co kończyło się ranami, a nawet śmiercią kilku. Smoka zupełnie nie było widać zza czarnej zasłony z żywych stworzeń. Po chwili jednak zaczęły odlatywać w różne strony, a gdy zniknęły, Hydreigona także nie było. [html]<hr>[/html] – Jajo – Piplup – Murkrow – Swablu – Hydreigon – Charmeleon
Phoen* - czytać „fin”.
Opisy bohaterów (należy na nie kliknąć, aby się przenieść do opisu) : Phoenix Peyton Sella Shibbin Elegy
No to... skończyłem rozdział pierwszy. ^^ W sumie, to nie wiem, co napisać... Trochę długi, co nie? Piszcie, co myślicie o opowiadaniu, jakie jest w stosunku do jego starszej wersji i tak dalej. Dedykacja dla Memory. :heart_up:
|